Motto „łódka”:
Siedzi w niebie siwy anioł,
Ostry ma scyzoryk
I tak sobie w ciszy struga,
Struga łódki z kory
I sam nie pamięta
Ile to już lat,
Wystrugane z kory łódki
Puszcza anioł w świat.
Tym razem też Bałtyk, ale już z portem docelowym w Kopenhadze. Łódka bardziej wypasiona 13,9 Lc m, 100m2 żagli, silnik 55KM, dużo elektroniki, 12 koi. Jacht BAHIA SOL ~ Gib Sea 444. Dobrała się załoga doborowa. Doborowy był też kapitan to załoga nie mogła być gorsza. Trzy panie Irena, Marcela, Adela i brzydsza płeć Benek-kapitan, Zbyszek, Damian, Tadeusz, Piotrów dwóch, Tomasz, Jacek i Marcin. Młody i stary. Gruby, chudy. Niski, wysoki. Każdy inny. Wszyscy z duszą żeglarza.
Pogoda bardzo light – za bardzo light. Słońce lekki wiatr z N. Co to za wiatr w porywach do 3 B Neptun nie pokazał, co potrafi- może miał dobry nastroju.
Bez trudu i zbędnej napinki, ale z normalnymi wachtami z Górek Zachodnich dopłynęliśmy do duńskiej wyspy Chrystianso. 22ha powierzchni, które to hektary obskoczyliśmy w trzy godziny. Wyspa był kiedyś mocno ufortyfikowana, co dzisiaj można podziwiać. Ale ze znaczenia militarnego przekształciła się w turystyczne. Miejsca w porcie mało. Turystów w sam raz. Wieczorem dotarliśmy do Bornholmu do portu Gudhjem. Przeurocze miasteczko z małymi domkami i zaułkami i wiatrakiem. Piwo na skalistym brzegu w klimatycznym lokalu i częścią załogi było wyborne. Na jednym się nie skończyło. Naprzeciwko portu była mała lodziarnia. Kupiłem loda -dwa smaki waniliowy i czekoladowy, bo tak te lody cudownie wyglądały a kolejka po nie była cały czas. Nie zdążyłem przejść przez ulicę a zostałem zaatakowany. Celnie i skutecznie. Przez dużą mewę. Jak w filmie A. Hitchcocka. Nie zdążyłem zareagować a loda nie miałem, zostały mi tylko potargane włosy i strach.
Następny port to Hammerhavn też na Bornholmie. Ale taki mały odgrodzony granitowymi głazami w małej zatoce. Na wzgórzu stare ruiny zamczyska. Przy porcie parkuje kilka kamperów. W porcie cztery polskie jachty zrobiły sobie zbiórkę na dalsze wypady. Wypłynęły szybciutko, cichutko, raniutko.
/info/ W portach na Borholmie zapłaciliśmy za łódkę, załogę, prąd i wodę w tym prysznic nielimitowany i WC 150zł i w drugim porcie 228 zł. Porównajcie proszę te ceny z portami na WJM i zakresem usług i standardem.
Zwiedziliśmy zamczysko a odważni wykąpali się w morzu. Wieczorne wspólne kolacje łączyły nas, jako załogę i była okazja na śmiechy. Były wzajemne słowne docinki i nie tylko. Polityki i religii nie było. Wszystkie kambuzowe wachty prześcigały się w pomysłach i realizacji. Było, co jeść i z kim. Marcin na utworzonej przez Tomka grupie na WhatsApp-ie napisał, że to szczęście być w tym samym miejscu z tymi osobami. Na grupie wrzucaliśmy zdjęcia. Było dużo zdjęć i dużo komentarzy.
Pozostała już tylko Kopenhaga. Zrobiliśmy mały skrót przez kanał Falsterbo umożliwiający dopłynięcie do cieśniny Sund. Zwodzony most otworzono o 0600. Po drodze było nam również do zmilitaryzowanej /kiedyś/ sztucznej wysepki Flakfort. Wysepka to jeden bardzo wielki bunkier z nasypem ziemi dla zamaskowania. Miała bronić Kopenhagi. Zdemilitaryzowana chyba w latach 50.
Dalej już tylko do pokonania most nad Sundem. Most cudo techniki. Łączy Danie i Szwecje.
/info/: Most drogowo kolejowy nad Sundem o długości 7845 m, przebiegający nad cieśniną Sund, łączący stolicę Danii –Kopenhagę ze szwedzkim Malmo. Jest to drugi, co do długości most na świecie. Jeden z trzech obiektów wchodzących w skład całej liczącej 15,9 km przeprawy nad cieśniną.
• most o długości 7845 m
• sztuczna wyspy o długości 4050 m,
• tunelu Drogdentunnelen o długości 3510 m
• wysokość prześwitu 57m.
Wpływamy w kanały portowe Kopenhagi. Przy samym wejściu witają nas liczne wiatraki. A na kanale cumują ogromne wielopiętrowe wycieczkowce, płyną jachty, duże i małe motorówki i całkiem spore stateczki a wśród nich kajaki. Wszystkiego się spodziewaliśmy, ale żeby w tym kanale pływały również samoloty. Co prawda sportowe, które u wyjścia zaraz startowały z wody.
Kopenhaga. Zwiedzanie. Odprawa warty przed pałacem królewskim, pomnik syrenki, inspekcja wojskowego okrętu bojowego, starówki, parku i widoku na jacht królewski. Wszystko super. Ale najbardziej niesamowita jest ilość rowerów. Rowery są wszędzie –z przodu, z tyłu z prawej i lewej strony. Tysiące rowerów. Multum. Jadą szybko. Trzeba bardzo uważać. Tu chodnik a obok ścieżka rowerowa. Na skrzyżowaniu rowerowym są korki i światła. Więcej rowerów niż samochodów niż ludzi. Taki rowerowy świat.
Rejs zakończyliśmy uroczystą kolacją na deku i podsumowaniem wzajemnych relacji. Kapitan załogę bardzo chwalił za zgranie, za otwartość i atmosferę, czemu dał wyraz w adnotacji w opinii z rejsu. My chwaliliśmy kapitana pod niebiosa.
Część załogi do kraju poleciała samolotem a część wróciła busem.
Na zdjęciach też mapa satelitarna – kto widzi co widzi, ten wie o co chodzi.
Relacje zapisał Piotr Kamiński
Zdjęcia udostępniła załoga.











